Już 1 lipca 2019 r. wyruszy z Warszawy do Miejsca Piastowego jubileuszowa XXXV Piesza Pielgrzymka Młodzieży o Trzeźwość Narodu. To niesamowite, że chociaż ostatni raz całą „trzeźwościową” przeszedłem 13 lat temu, wciąż zajmuje ona ważne miejsce w moim sercu. Co takiego wyjątkowego jest w tej pielgrzymce, że nie można o niej zapomnieć?
Co dzień nas gna
W nowe strony zadyszany czas.
Sto dat, sto spraw
Wciąga nas, gna nas.
I moje dni
Wszechobecny pośpiech, czasu znak
Naznaczy mi,
Może przez to tak lubię:
Lubię wracać tam, gdzie byłem już…
…na Pieszą Pielgrzymkę Młodzieży o Trzeźwość Narodu Polskiego (dalej PPM), chciałoby się dodać. Co prawda te piękne słowa piosenki zostały napisane przez Zbigniewa Wodeckiego w zupełnie innym kontekście, ale dla mnie osobiście bardzo pasują do pierwszych dni lipca.
Tyle się u mnie w życiu zmieniło, tyle w międzyczasie wydarzyło… Kiedy pierwszy raz szedłem w Pieszej Pielgrzymce Młodzieży byłem jeszcze młodym licealistą; teraz pracuję, mam żonę i trójkę dzieci. Minęło już 17 lat odkąd zachęcony przez przyjaciół z oazy, zapakowałem plecak i, jak inni pątnicy, stawiłem się 1. lipca w warszawskiej archikatedrze św. Jana. To tam właśnie ma swój początek pielgrzymka. Tam też zawsze, rok w rok, jestem i ja. Mimo że moje życie wygląda teraz zupełnie inaczej niż kilkanaście lat temu, mimo że mam inne obowiązki, czuję, że muszę tam być. Bo lubię wracać tam…
Lubię też wracać na trasę PPM. Choć po raz ostatni cały jej dystans przeszedłem w 2002 roku, nie było od tamtej pory takiego lata, bym choć na chwilę nie odwiedził „trzeźwościowej”: z narzeczoną, z żoną, z żoną w ciąży, potem z naszymi kolejnymi dziećmi. Czasem na jeden odcinek, czasem na 1, 2 lub 3 dni. To piękne, że chociaż po mnie i mojej rodzinie widać jak nieubłaganie płynie czas, jednocześnie to co najpiękniejsze w PPM, w ogóle się nie zmienia. To, co zauroczyło mnie w niej 17 lat temu, teraz pociąga także moje dzieci. Już teraz pomału „zarażają” się miłością do pielgrzymki; dopytują, kiedy będą mogły przejść całą dwutygodniową trasę z Warszawy do Miejsca Piastowego.
Co jest tak wyjątkowego w tej pielgrzymce, na czym polega jej „magia”? Co sprawia, że mimo upływu czasu, wciąż zajmuje ona tak ważne miejsce w sercu moim, a także w sercach moich przyjaciół i znajomych, z którymi lata temu wędrowałem do Miejsca Piastowego? Myślę, że to przede wszystkim ludzie. W swoim życiu byłem na kilku różnych pielgrzymkach, ale nigdzie nie doświadczyłem tyle otwartości, spontaniczności i ciepła, i to już od pierwszego dnia drogi. Nie wiem, czy to kwestia prowadzenia grupy przez księży michalitów, czy może metryki uczestników (znaczną część stanowią licealiści i studenci), ale od pierwszych kroków, każdy doświadcza tu autentycznej braterskiej miłości. Nawet jeśli idziesz pierwszy raz i nie znasz nikogo, już po pierwszym dniu wędrówki bardzo szybko o tym zapomnisz. Tu nigdy nie będziesz sam, a jeśli tylko zechcesz, znajdziesz przyjaciół na długie lata.
Lubię wracać na pielgrzymkę trzeźwościową, bo do dziś tęsknię za jej niepowtarzalną atmosferą. Tyle tu spontanicznej radości, tyle niczym nieskrępowanej autentyczności. Życie codzienne często wymusza na nas przybieranie różnych „masek”. Staramy się uniknąć odtrącenia, zranienia, dlatego nie odsłaniamy się w pełni – to taki mechanizm obronny, czasem nieświadomy. Szukając kompromisu z otoczeniem, nie zawsze jesteśmy w 100% autentyczni. Na pielgrzymce nie ma na to miejsca; tu możesz być sobą! Powiem więcej, tutaj na pewno będziesz sobą: po prostu, nie dasz rady udawać przez 12 dni, w dodatku mając przeszło 450 kilometrów w nogach. Trud, zmęczenie, być może kontuzja, sprawią, że będziesz musiał się „odsłonić”, ale co najwspanialsze, znajdziesz wówczas zrozumienie i akceptację – i to nie pomimo swoich słabości, ale dzięki nim. Pielgrzymka trzeźwościowa to poczucie prawdziwej wolności. Uwielbiam, gdy idziemy polną drogą. Nad nami rozpościera się błękitne niebo; po lewej i prawej stronie aż po horyzont – widać tylko pola i łąki. Grupa muzyczna, przy akompaniamencie gitary, śpiewa jakąś nostalgiczną piosenkę (np. „Pałac”). A ja, pomimo zmęczenia, pragnienia, bólu nóg… jestem uśmiechnięty od ucha do ucha. Czuję, że jestem blisko Boga… jakoś tak bliżej niż zwykle. Przez tę jedną chwilę nie myślę o żadnych troskach. Jestem wolny i nikt mi tego nie zabierze.
Właśnie z troski o WOLNOŚĆ wynika też szczególna intencja, która przyświeca pielgrzymce. Wszak, jak głosi pełna jej nazwa, modlimy się o „Trzeźwość Narodu Polskiego”. Nazwa ta brzmi uroczyście i doniośle (czasem mam wrażenie, że wręcz zbyt doniośle), a chodzi przecież o bardzo prostą i przyziemną sprawę. Przyznaję, nie zawsze modlitwa o trzeźwość była moim głównym motywem udziału w PPM. Zdarzało się, że zapisując się na pielgrzymkę, zapominałem, jaka jest jej główna intencja (czy też pamiętałem, ale nie za bardzo ją czułem). Kiedy jednak na trasie dochodziliśmy na postój czy nocleg, kiedy spotykałem tam ludzi, którzy z dobroci serca szykowali dla nas stoły suto zastawione jedzeniem i napojami (na tej pielgrzymce nigdy ich nie brakuje!), kiedy miałem sposobność zamienić z nimi chociaż kilka słów… szybko uzmysławiałem sobie, jak ważną kwestią jest trzeźwość. Tyle osób opowiadało nam o swoich smutkach i cierpieniach powodowanych przez nietrzeźwych rodziców, rodzeństwo czy współmałżonków. Tak wiele osób prosiło, dosłownie błagało nas o modlitwę za nich. Tak bardzo liczyło na pomoc. Wtedy docierało do mnie, że w tej doniosłej nazwie pielgrzymki nie chodzi wcale o jakieś odległe, abstrakcyjne dobro narodowe. Chodzi o pokój i szczęście rodzin, poczucie bezpieczeństwa dzieci, o poczucie godności i własnej wartości naszych bliźnich; ludzi, którzy są tuż obok nas – o to by odzyskali wolność. Musimy modlić się, aby żaden człowiek nie pozwolił już omamić się używkom i nałogom. Kto miał kiedykolwiek styczność z rodziną dotkniętą doświadczeniem alkoholizmu, wie co mam na myśli…
Pamiętam, jak niegdyś odliczałem miesiące i dni do 1. lipca. Nie mogłem się doczekać początku naszej pielgrzymki. A kiedy już wyruszaliśmy z Marek, całego mnie roznosiło z radości. Pamiętam, jak już po dojściu na nocleg w Ropczycach (to dopiero 11 lipca, do końca szlaku wciąż pozostają 3 noclegi) płakaliśmy z przyjaciółmi, bo już wtedy mieliśmy świadomość, że pielgrzymka zaraz się skończy i będzie trzeba czekać na nią kolejny rok… Obecnie mam pracę, rodzinę, zobowiązania; nie mogę pozwolić sobie na dwutygodniową przerwę od mojego „dorosłego życia”. Zawsze jednak między 1. a 14. lipca, niezależnie od tego co robię i gdzie przebywam, moje ciepłe myśli wysyłam w stronę Pieszej Pielgrzymki Młodzieży o Trzeźwość Narodu Polskiego. Cząstka mojego serca zawsze podąża wtedy z grupą pątników z Warszawy do Miejsca Piastowego. Cieszę się, że również w tym roku odwiedzę PPM wraz z moją rodziną. To wyjątkowa pielgrzymka. Dzieci już nie mogą się doczekać. Lubimy wracać tam…