Przy końcu roku 1892 biegało kilku chłopców po podwórzu plebańskim, których ludzie nie znali. Skąd przybyli, czego tu szukali jeszcze nikt nie wiedział oprócz ks. Bronisława.
Msza się skończyła. Ksiądz Markiewicz zaniósł Pana Jezusa do Ciemnicy. Po chwili spędzonej w milczeniu wstał, podszedł do ołtarza i obnażył go. Następnie udał się do zakrystii. Wielu ludzi pozostało na adorację. Ale większość powstawała z miejsc i w skupieniu kierowała się do wyjścia. Cisza powoli obejmowała świątynię. W pewnym momencie jedna z kobiet zaczęła śpiewać: „Ogrodzie Oliwny, widok w tobie dziwny, widzę Pana mego na twarz upadłego... Ach, Jezu mdlejący, prawieś konający”. Wtórowały jej inne.
Jędrek postanowił przybliżyć się do nich, a właściwie zapytać je o tego księdza, który opiekuje się biednymi dziećmi. Ale ciągle zerkał ku drzwiom w pobliżu ołtarza, dokąd, udał się ksiądz Bronisław z ministrantami.
Wydawało się mu, że minęło wiele czasu, odkąd ksiądz przeszedł przez tamte drzwi. Gdy wstał z ławki i ostatni raz zerknął w tamtą stronę, zauważył wyłaniającą się z półmroku postać w czarnej sutannie. Był to opiekun takich jak on. Jędrek na niego właśnie czekał.
Ksiądz Markiewicz podszedł do niego i uśmiechnął się. Dawno nikt tak serdecznie nie uśmiechał się do niego. Dobry kapłan bez wahania wziął go za rękę i wyszedł z nim, udając się na plebanię.
Ten miłosierny gest spowodował, że w głowie Jędrka nagle pojawiło się szereg myśli. W końcu poczuję się bezpieczny, chroniony od wszelkiego zła i od ciemności nocy, źródła strachu, która atakuje samotnych i opuszczonych. W końcu nie będę dygotał z zimna. Wyśpię się i uśmiechnę. W końcu będę mógł zjeść ciepłą zupę. W końcu będę mógł spokojnie spędzić noc. W końcu… – westchnął tak głęboko, że aż ks. Bronisław to zauważył.