Dwa lata temu spotkałem na swojej drodze człowieka, który przekonywał mnie o tym, że 16 kwietnia 2018 r. nastąpi koniec świata. Był pewien, że w prywatnym objawieniu Bóg skierował do niego informację, która dotyczyła całej ludzkości. Od tej decyzji nie było odwrotu. Jezus jest blisko! Czekałem z niecierpliwością na ten dzień i wreszcie nadszedł. Niestety, końca świata nie widać. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze!
Zawsze bliskie mi było racjonalno-fenomenologiczne postrzeganie rzeczywistości. Również wtedy, gdy ten człowiek przekonywał mnie o zbliżającej się apokalipsie, w moim wewnętrznym przekonaniu nie podszedłem do sprawy poważnie. Jednakże pewna rzecz nie dawała mi spokoju. Przecież sam Jezus zapowiedział, że koniec jest bliski i nadejście pełni Jego królestwa jest tylko kwestią czasu. Tutaj do głosu dochodzi wiara, która każe mi patrzeć na historię świata i mojego życia przez pryzmat zbliżającego się końca. Świat nigdy wcześniej nie był bliżej momentu, w którym Chrystus ponownie przyjdzie w chwale, aby – mówiąc kolokwialnie – zwinąć nasz ziemski interes.
Koniec świata jest zatem rzeczywistością bliższą niż dalszą. Nawet z punktu widzenia codziennego doświadczenia, co jakiś czas napotykamy na ziarna zbliżającego się końca. Czy nie są one owymi „znakami czasu”, które mają nas ukierunkować na to, co ostateczne i definitywne?
Jedno jest pewne – koniec świata nadejdzie! Co prawda nie przyszedł 16 kwietnia, ale nie jest wykluczone, że za tydzień, miesiąc, rok spojrzę na świat z góry, gdzie spotkam również człowieka, który mocno wierzył w to, że koniec świata nastąpi 16 kwietnia 2018 r.