Rozpacz Hioba

Moja prywatna i subiektywna medytacja nad Księgą Hioba prowadzi mnie niechybnie ku rozpaczy. Ale proszę nie mieć mi tego za złe. Tak po prostu mam i nie potrafię tego ukryć pod pięknymi sformułowaniami w stylu: „Bóg wie co robi” lub „Cierpienie zbawia”. Skoro mój duch spotyka się na medytacji z rozpaczą to widocznie także ona czemuś służy i być może mówi o mnie więcej niż się z pozoru może wydawać. A zatem o rozpaczy chciałbym nakreślić kilka słów.

Jean de La Fontaine w „Bajkach” pisał: „Rozpaczać to zło do zła przydawać”. Jest w rozpaczy coś niepokojącego, co ostatecznie prowadzi nas w kierunku zła. Rozpaczać, czyli „widzieć rzeczy opacznie” to jakaś aluzja do tego, co spotkało Szatana po buncie w niebie. Mówi się zresztą, że to właśnie Szatan układa rzeczy na opak. Jest małpą Pana Boga. Imituje gesty, ale cel i intencje ma zupełnie inne. Jego bunt jest buntem rozpaczy. On właściwie nie mówi Bogu „nie”, ale mówi „tak” na opak. „Tak” własnym ambicjom, swojej prawdzie, a ostatecznie mówi „tak” swojej pysze. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie Szatan – anioł rozpaczy udaje się przed oblicze Boga, aby założyć się z Nim o przyszłość Hioba. Szatan bowiem wie, że przed rozpaczą nie ma ucieczki. Najbardziej zastanawiające jest jednak to, że Bóg zgadza się na tę próbę i pozwala doświadczyć Hioba rozpaczą, ale jednocześnie zaznacza, że nie może to być rozpacz absolutna prowadząca do śmierci. Nie, co to to nie. Szatanowi nie wolno nawet tknąć życia Hioba. On ma żyć w rozpaczy, aby udowodnić swoją sprawiedliwość i wierność.

Hiob pozbawiony najbliższych i majątku popada w dziwną chorobę. Tej chorobie na imię „desperacja” i to ona w gruncie rzeczy jest przyczyną jego cierpienia. Na widok rozpaczy przyjaciele Hioba początkowo milczą. Jednak po pewnym czasie rozpoczynają poszukiwania powodu cierpienia Hioba. Ten z kolei, w swojej rozpaczy, pragnie umrzeć, a przecież Bóg zakazał Szatanowi odbieranie mu życia. Umiera, ale umrzeć nie może.

Udręczony Hiob nie rozumie, dlaczego Bóg doświadczył sprawiedliwego cierpieniem. Dlaczego on, człowiek bogobojny i prawy, doświadcza największej duchowej ciemności, która pcha go ku rozpaczy. W tym momencie przyjaciele Hioba wchodzą w rolę egzegetów, którzy starają się mu wytłumaczyć, że nie jest możliwe, aby sprawiedliwy człowiek tak cierpiał bez winy. Przemawiają mu do rozsądku. Problem polega na tym, że w rozpaczy człowiek nie szuka argumentów, ale wsparcia, bliskości, a może mówiąc krótko – miłosierdzia. Na to jednak Hiob nie może liczyć, ani ze strony przyjaciół, ani nawet swojej żony. Jego współmałżonka pójdzie nawet dalej i będzie zachęcała Hioba do przeklinania Boga, który tak okrutnie postąpił z człowiekiem. Skarga Hioba, choć bliska blasfemii, nigdy nie wyrazi wprost zarzutu względem Stwórcy. Tak jakby Hiob do samego końca miał przekonanie, że tu chodzi o coś więcej niż tylko o ból i cierpienie. On naprawdę jest przekonany o swojej sprawiedliwości.

Kto wie, czy nie jest to jedyny grzech Hioba? Święty Jan Apostoł poucza przecież: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy”. Przyjaciele Hioba wydają się poszukiwać przyczyn jego cierpienia właśnie w tej myśli. Oni wiedzą, że powodem zła w świecie jest grzech.

Kiedy myślę o Hiobie dochodzę do wniosku, że rozpacz to rodzaj żalu po stracie czegoś. Z drugiej strony kochać można tylko to, co można stracić. Nie ulega zatem wątpliwości, że rozpacz, mówiąc językiem Karla Jaspersa, jest wydarzeniem granicznym. Charakterystyczne dla sytuacji granicznych jest to, że wytrącają nas z równowagi, wyrywają nas z naszych nieautentycznych identyfikacji oraz z więzi społecznych. Zmuszają one również do rozjaśnienia ludzkiej egzystencji oraz znalezienia nowych sposobów komunikowania się.

Rozpacz Hioba przedstawia też ciągłe napięcie między rozumem i wiarą. Rozmyślać o cierpieniu, a doświadczać cierpienia to dwa różne porządki. Nie rozumieją tego chyba przyjaciele Hioba. Wydaje im się, że pomogą Hiobowi tłumacząc mu relacje między winą i karą. Chcą racjonalnie uzasadnić cierpienie i zło. My także często w ten sposób tłumaczymy cierpienie naszym najbliższym. Cóż bowiem innego nam pozostaje?

Ostatecznie medytacja nad Księgą Hioba utwierdza mnie w przekonaniu, że Hiob rozpacza, ale nie jest w rozpaczy. Złorzeczenie i bunt Hioba nie są powodem utraty wiary Hioba. W tym wszystkim wiara tego człowieka wydaje się imponująca. Rozpacz pchnięta do absolutnej utraty wiary to beznadzieja. A ta jest niewątpliwie pokusą diabelską – skłania do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. O takiej rozpaczy pisał wprost Kierkegaard nazywając ją grzechem.  Z kolei Martin Buber pisał, że „szatan chce naszego smutku”.

Postać Hioba to dla mnie figura, która traci coś i rozpacza, ale mówi też o naturze człowieka, który nie rozumie własnego losu. Każdy z nas jest Hiobem, czy tego chce, czy nie. Każdy z nas inaczej też manifestuje swoją rozpacz. Może nią być: milczenie, bluźnierstwo, rozpad przekonań i wartości według których żyjemy. My nie jesteśmy od osądzania Boga. Nie stawiajmy się w tym miejscu. Nie ma to najmniejszego sensu. U podstaw rozpaczy leży bezsilność. Może ona być także formą przebudzenia. Spojrzeniem z dystansu na samego siebie. W bólu i rozpaczy można rozpoznać kto jest swój, a kto jest obcy. Hiob chyba też szybko się przekonał, kto jest jego prawdziwym przyjacielem.

Na koniec chciałbym podkreślić, że rozpacz ma w gruncie rzeczy charakter głęboko religijny. Ludzie po utracie Raju reagują na świat rozpaczą. Jest to bardzo autentyczna postawa. Sztuka przedstawiała Adama I Ewę z zapłakanymi oczami, gdy opuszczali ogród Eden. Po grzechu pierworodnym stworzenie czeka na wyzwolenie od rozpaczy. Jęczy z nadzieją wypatrując Zbawiciela. Teolog Paul Tillich w  „Męstwie bycia” napisał: „Chrześcijaństwo jest lekiem (antidotum) na rozpacz, na lęk przed potępieniem”. Czasami jednak rozpacz jest bardzo potrzebna, bo w rozpaczy jedynym punktem odniesienia pozostaje Bóg. A zły los trzeba przyjąć, bo jest on wyzwaniem, od którego nie uciekniemy.