Szopka całoroczna – idée fixe

W roku 2023 wspominaliśmy jubileusz 800-lecia wystawienia pierwszej w świecie chrześcijańskim szopki bożonarodzeniowej. Dokonał tego św. Franciszek w grocie skalnej na obrzeżach Greccio, a działo się to w roku 1223. Można mówić, iż przedstawienie owo miało charakter misterium, w jakiś sposób pozostawało rekonstrukcją i inscenizacją zarazem, przedsięwzięciem nowatorskim, pionierskim i poniekąd rewolucyjnym.

Do dzisiaj na pamiątkę tamtego wydarzenia wszystkie zgromadzenia z rodziny franciszkańskiej, a trzeba pamiętać że właśnie ta rodzina jest dzisiaj w świecie chrześcijańskim najliczniejsza, posiadają charyzmat szopkarski i w ich życiu oraz działalności zakonnej budowanie szopek bożonarodzeniowych jest czymś tak ważnym, że ponoszą ogromny trud rozpoczynając prace już po święcie Zmarłych. Prawie dwa miesiące projektowania, odnawiania i budowania, aby 2 lutego wszystko to rozebrać. Pytani, czy nie żal odpowiadają z uśmiechem: „Nie, bo za rok zbudujemy szopkę nieco inną i piękniejszą”.

Jeżdżąc tu i tam, ostatnio z tematami anielskimi tudzież szopkowymi, znalazłem się pierwszy raz w życiu jako prelegent w pięknej Auli Jana Pawła II w Sanktuarium Pasyjno-Maryjnym Światowe Dziedzictwo UNESCO w Kalwarii Zebrzydowskiej. Kończył się rok 1923, referat zatytułowany Ojcowie polskich szopek bożonarodzeniowych wygłosiłem mieszcząc się w przyznanym limicie 30 minut. Z całego przepięknego wydarzenia najbardziej zapamiętałem stare zabytkowe figury bożonarodzeniowe – przeważnie króle i pasterze – ze starych dziewiętnastowiecznych kościelnych przedstawień, towarzyszące czasowej ekspozycji z obiektami i modułami szopkowymi wycofanymi z powodu złego stanu technicznego lub zastąpienia ich innymi nowymi. Mimo licznych pęknięć i ubytków, zachwyciły wszystkich. Tchnęły jakimś niezwykłym blaskiem i zastygłym niczym owad w bursztynie pięknem. Ktoś z obecnych rzucił pomysł, że dobrze byłoby poddać je profesjonalnej konserwacji i myśl ta spodobała się władzom klasztoru. Napisałem wkrótce kompleksowy projekt i z pomocą głównej księgowej Sanktuarium wypełniliśmy wszystkie potrzebne dokumenty. Mówiono nam, że dostaniemy figę, a jednak dotacja przyszła i to całkiem wcale sobie.

Najpierw zwieźliśmy do Kalwarii podobne obiekty z innych klasztorów bernardyńskich w Polsce Południowej. Najdalej jechałem autem do Dukli, wszak to już prawie Bieszczady. Skatalogowaliśmy to wszystko pieczołowicie i konserwatorzy zajęli się figurami najcenniejszymi. Do nas warsztatowiczów należała reszta obiektów – zwierzaki od słoni po wielbłądy, mnóstwo owieczek i tylko wół arystokrata jeden. O dziwo brakowało bardzo ważnego szopkowego osła. Wspomniałem o warsztatach, to grupa 10-15 osób spotykających się dwa razy w miesiącu w sobotę w pięknie odnowionym budynku Centrum Dialogu i Dziedzictwa przy Placu Rajskim. Niektóre warsztaty poprzedzały relacje-opowieści zakonników zajmujących się w przeszłości lub obecnie budową szopek. Już na pierwszym spotkaniu ustaliliśmy jakie figury i makiety będziemy budować. Chęci mieliśmy szczere, a wyszło z tego mniej niż połowa. Ale też i nasze zdolności okazały się nie aż tak zaawansowane – kilku profesjonalistów, ale reszta to pasjonaci. Grupa okazała się fantastyczna i na dobrej drodze do dalszej integracji. Zobaczymy, co przyniesie nam ten rok, wszak całe przedsięwzięcie rozpisaliśmy na trzy lata.

Co zrobiliśmy? Na początku pod okiem rzeźbiarza i artystki-krawcowej wykonaliśmy siedem figurek mnichów bernardyńskich (podobają się wszystkim), potem pamiątkowe pudełka z dedykacjami, dalej dwie figurki Matki Bożej Anielskiej w pozycji siedzącej, figury Świętej Rodziny – trawestacja najstarszych polskich figur szopkowych, dar Elżbiety Łokietkównej dla krakowskich Klarysek. Naszą dumą były dwie makiety sławnej Porcjunkuli mieszczącej się Asyżu. Rozpoczęliśmy pracę nad dzwonnicą, ale do końca daleko. Dokonaliśmy doraźnych napraw innych obiektów, najłatwiej przyszło pucować i sklejać owieczki. W warsztatach wzięło aktywny udział około 20 osób, aczkolwiek jednorazowo liczba ta nigdy nie przekroczyła 15. Uczestnictwo było nieodpłatne.

Zwieńczeniem naszych spotkań stało się sympozjum naukowe i blok artystyczny w dniu 28 grudnia. Wygłoszono cztery referaty o tematyce szopkarskiej, a wydarzeniami towarzyszącymi była wystawa dokonań warsztatowych oraz konkursowych żłóbków. Konkurs taki ogłoszono już w listopadzie i napłynęło sześć prac. Ponieważ żadna z nich nie wydała się jurorom ani lepsza ani gorsza, wszystkie nagrodzono dyplomami i nietoksycznymi kopertkami. Dla młodocianych przeważnie konkursowiczów były to pierwsze samodzielnie zarobione w życiu pieniądze. Podczas sympozjum zaprezentowano dobrze przyjęty film animowany Porcjunkula, a na koniec Pan Profesor Dyrygent z Uniwersytetu w Bydgoszczy wystąpił ze świetną prezentacja multimedialną kolęd od staropolskich po najnowsze.

Co będzie dalej? Wchodzimy w drugą fazę z nadziejami, ale też spoglądamy rozsądnie.

Chcemy rozpocząć projekt „Jan Jerzyczek Reaktywacja” – dotyczy twórczości najbardziej kalwaryjskiego z klasztornych i przyklasztornych malarzy, rzemieślników. Chcemy, aby wiodącym tematem kolejnego konkursu stała się „Gwiazda”. Proponowane na lokalizację szopki miejsce na strychu jest dobre i co najważniejsze suche, ale trudniej dostępne. Lokalizacja ta została na samym początku wskazana przez władze sanktuarium, ale teraz powstają wahania: wszak chodzi o to, aby stała ekspozycja była łatwo dostępna dla pielgrzymów i zwiedzających (chodzi o dwa miliony osób odwiedzających rocznie Sanktuarium), aby musieli „nadziać się” na szopkę. Projekt będzie dalej realizowany, taka jest wola warsztatowiczów oraz władz klasztoru. Prawidłowa kolejność postępowania to w przyszłym roku: (1) ostateczna lokalizacja, (2) koncepcja, (3) konspekt szczegółowy przygotowany przez grupę warsztatową jako wytyczne do prac projektowych i wykonawczych.

Pragnę zakończyć ten krótki tekst wspomnieniem wesołej przygody związanej z projektem. Podczas fotografowania najcenniejszych figur szopkowych pojawił się pewien życzliwy „obserwator”, nieznany mi urzędnik lub kontroler przysłany gdzieś z góry. Pilnie obserwował nasze poczynania i w końcu nieco znudzony podszedł do figury. Macając ją orzekł, że ta krowa jakaś wybrakowana i trzeba dorobić jej „mleko”, znaczy się wymiona. Z jakąż satysfakcją odpowiedziałem, że podczas Bożego Narodzenia był wół i przytoczyłem adekwatną perykopę biblijną. Jegomość najwyraźniej pozbawiony poczucia humoru odwrócił się na pięcie i czmychnął gdzie pieprz rośnie, zatrzymując się dopiero po pas w pokrzywach w ruinach reaktywowanego lanckorońskiego zamczyska.

Inne artykuły autora

Szopka całoroczna – idée fixe

Matka Boża Hallerowska

Święto Niepodległości 2024 po kalwaryjsku