Tatuażysta z Auschwitz

Kiedy bierze się do ręki książkę, która nazwana została „światowym bestsellerem”, oczekiwania są naprawdę bardzo duże. Niestety, ale chyba już ostatni raz dałem się na to nabrać. Książka Heather Morris jest bardzo słaba. Po pierwszych stronach spojrzałem na okładkę, czy przypadkiem nie czytam jakiegoś streszczenia większego dzieła. Po godzinie zacząłem wertować kartki, aby uchwycić główny wątek, bo zwyczajnie straciłem cierpliwość.

Prostota języka jest wręcz bolesna, a sama historia Lalego wydaje się nie tyle co banalna, ale wręcz miałka. Sam temat życia obozowego sprowadzony został do roli teatralnego tła, na którym toczy się historia miłosna głównego bohatera. Przekłamania historyczne i kiepskie dialogi sprawiają, że „Tatuażystę z Auschwitz” czyta się jak wypracowanie z języka polskiego pisane przez przeciętnego ucznia. Przykre to, bo sama historia wydaje się ciekawa, a i pomysłów na jej przedstawienie nie brakowałoby wytrawnemu pisarzowi.
Niestety, ale to kolejna książka po „Dziewczynie z pociągu”, która pokazuje, że reklama i listy bestsellerów promują kiepską literaturę. Książki „Tatuażysta z Auschwitz” nie polecam, chyba że ktoś chce przekonać się jak nie pisać o historiach obozowych.

Inne artykuły autora

Wschód przeciwko Zachodowi

Pomoc duszom czyśćcowym