Na życie człowieka, szczególnie młodego, mają wpływ także osoby postronne. Na etapie szkolnym dużą rolę wywierają profesorowie jak i koledzy. Ksiądz Bronisław Markiewicz w młodości przeżywa kryzys wiary. Ocenia to doświadczenie niejednolicie w różnych okresach życia i nazywa go różnorodnie. Nawet co do czasu jego trwania.
Profesor upiór, którego siła znajdowała się w języku i w ogonie kierującym jego ruchami jak ster, nagle rzucił się na Bronka. Ale zderzył się z kolumnami z obłoków uformowanymi po dziewięć z Wodzem na czele, które przenosiły się po przestrzeni i ochraniały łódź. Słupy z obłoków usytuowały się naprzeciwko zjawy, lecz ta natychmiast przemieściła się z taką szybkością, że wydała ostry świst, jakby to była fala elektromagnetyczna, przenosząca się to w górę, to w dół, na prawo i na lewo.
Upiór jeszcze raz zaatakował Bronka, rzucając się na niego jak lew ryczący na swoją ofiarę, by ją pożreć. Ponadto krzyczał przeraźliwie i z rozpaczą, a zarazem z szyderskim śmiechem na ustach: „Trzeba wyzwolić się spod wpływu religii, by być dojrzałym politycznie! Religia jest szkodliwa dla postępu ludzkości…, jest rzeczą prywatną!”. Wtórowali mu jego adepci, z których ust buchały płomienie słów: „Opatrzność i fatum to jedno i to samo! Nie ma kar wiecznych w piekle!”.
Profesor chwycił Bronka, potrząsnął gwałtownie i rzucił nim z taką siłą, że wylądował w łodzi Mistrza. Kiedy przestraszony rozglądał się, by zobaczyć gdzie się znajduje, znowu dostrzegł profesora z twarzą w płomieniach i oczami dziwnie ognistymi, skierowanymi w stronę łodzi. Wówczas Mistrz wstał, podniósł rękę, skierował ją na profesora i skarcił go wzrokiem.
Bronek drżał ze strachu podczas całej tej odysei. Ponadto wskutek zawziętego ataku profesora widma i prawie pewnej klęski, jak mu się wydawało, chwilami ogarniała go trwoga i przerażenie, chwilami przychodził mu na myśl nieunikniony koniec. Był gotowy opuścić łódź i w ten sposób wyjść z tego ciężkiego życiowego doświadczenia i udać się w drogę sam, ale nie znalazł pewnego miejsca poza łodzią. Ponadto żadne argumenty nie były w stanie rozwiać ciężkich chmur ułudy, jakie go otoczyły, i odsłonić głębi przepaści i grozy otchłani, jakie przed nim się otwierały.